Trzeci Polak na karcie. Bryczek wraca po kontuzji i poluje na przełamanie
Trzech Polaków w jednej paryskiej gali? Tak, to się dzieje. 6 września, podczas UFC Paris (UFC Fight Night: Imavov vs. Borralho) w Accor Arenie, do Marcina Tybury i Roberta Ruchały dołącza Robert Bryczek. 35-latek wraca po przerwie spowodowanej kontuzją i dostaje nazwisko, które od lat stanowi test dla każdego średniego – Brada Tavaresa.
Dla Bryczka to drugi występ pod banderą UFC. W lutym 2024 roku zadebiutował z Ihorem Potierią i musiał uznać wyższość rywala. Późniejszy termin miał być szansą na szybkie odbicie, ale uraz wykluczył go z walki. Teraz wszystko składa się w całość: data, hala i rywal, który jasno pokaże, gdzie na tle światowej czołówki jest Polak.
Rekord Bryczka to 17–6 w 23 zawodowych walkach. Wcześniej szedł jak burza – pięć zwycięstw z rzędu przed kontraktem w UFC, sporo skończeń w stójce, presja i mocny prawy. Walczy od 2011 roku, więc to nie jest żaden żółtodziób. Pytanie brzmi: czy doświadczenie z mniejszych organizacji przełoży się teraz na skuteczność w największej?
Po drugiej stronie stoi Brad Tavares – weteran, który w UFC bije się od 2010 roku. 31 walk w karierze, 21 zwycięstw. Znany z solidnej pracy na nogach, jabu, konsekwentnego rozbijania rywala z dystansu i żelaznej obrony obaleń. Nieczęsto daje się wciągać w chaos, raczej dyktuje techniczne tempo. To typ „strażnika bramy” w wadze średniej: jeśli chcesz iść wyżej, musisz go przejść.
Co zadecyduje? Bryczek będzie szukał skrócenia dystansu i wymian w półdystansie, bo tam jego ciosy robią największą różnicę. Tavares będzie wolał trzymać walkę w środku klatki, kłuć jadem, kopać łydkę, zabierać czas i tlen. Kluczowe mogą być reakcje na kontry Amerykanina i kontrola tempa rund – Hawajczyk świetnie wygrywa „małe momenty”, które zapisują się u sędziów. Dla Polaka to również test kondycji i chłodnej głowy: unikanie pojedynczych błędów, które na tym poziomie kosztują rundy.
Paryska karta, polski akcent i duża stawka
Paryska gala to nie tylko main event Imavow – Borralho. To też rzadki moment, w którym polscy kibice zobaczą aż trzech rodaków w jednej nocnej rozpisce. Accor Arena zbiera ponad 15 tysięcy fanów i regularnie się wyprzedaje, odkąd Francja zalegalizowała MMA w 2020 roku. Atmosfera bywa gęsta, a wsparcie trybun potrafi ponieść zawodników – zwłaszcza tych, którzy mają swoich ludzi na miejscu.
Na karcie mamy więc:
- Marcina Tyburę – jednego z czołowych ciężkich w Europie, zawsze groźnego w parterze i klinczu;
- Roberta Ruchałę – perspektywicznego piórkowego, którego tempo i ruchliwość potrafią męczyć rywali;
- Roberta Bryczka – średniego z nokautującą mocą, wracającego po kontuzji.
Dla polskiego MMA to coś więcej niż jednorazowy wyskok. Trzy występy jednego wieczoru pozwalają przebić się do zagranicznej widowni, złapać nowe kontakty i – co najważniejsze – zapracować na kolejne bookingi. Wygrane w Paryżu zawsze ważą trochę więcej: to rynek, na którym UFC lubi wracać, a lokalni zawodnicy budują własne narracje. Kto potrafi wygrać efektownie, często wraca szybko.
W kontekście Bryczka ta walka jest wręcz strategiczna. Po debiucie na minus i przerwie zdrowotnej zwycięstwo z rozpoznawalnym weteranem potrafi odwrócić całą trajektorię kariery – z „gościa po porażce” na „faceta po dużym skalpie”. Tavares to nie jest rywal, który pęka. Trzeba go rozwiązać jak łamigłówkę: odciąć ruch, nie dać mu komfortu i znaleźć moment na serię. Ryzyko? Jeżeli Polak zacznie gonić na siłę, Amerykanin będzie cierpliwie punktował.
Organizacyjnie gala zapowiada się na duże widowisko. Rozpiska rośnie z tygodnia na tydzień, a paryskie eventy UFC od 2022 roku pokazują jedno – to już stały punkt w kalendarzu. Z polskiej perspektywy to też logistycznie przystępny wyjazd: tanie połączenia, jednodniowa eskapada i realna szansa, by nasze flagi przebiły się na trybunach. Jeśli brygady z Polski dojadą, zawodnicy to poczują.
Warto też pamiętać, że dla matchmakerów UFC liczy się nie tylko sam wynik, ale i sposób, w jaki ktoś wygrywa lub przegrywa. Agresja kontrolowana, praca w defensywie, inteligentne zmiany poziomów – to detale, które otwierają drzwi do lepszych zestawień. Bryczek ma stójkę, która może dać mu duże wejście w drugą połowę roku. Tavares ma doświadczenie, które sprawia, że rzadko daje się zaskoczyć. To zderzenie dwóch światów: głodnego po przerwie pretendenta i zawodnika, który od lat sprawdza, kto jest gotowy na więcej.
6 września w Paryżu zobaczymy więc nie tylko lokalnych bohaterów, ale i mocny polski akcent. A jeśli któryś z naszych dorzuci efektowny finisz, o Polakach będzie się mówić długo po zgaszeniu świateł w Accor Arenie.
Napisz komentarz